W dzisiejszą niedzielę, do centrum handlowego "King
Cross Marcelin" zjechała się cała masa yorkshire terrierów z całego
Poznania i okolic.
Już od parkingu słychać było radosne szczekanie malutkich złotowłosów.
Wjeżdżając po schodach dało się widzieć pojedyńcze
okazy najróżniejszych yorków i nie tylko. Zaczęłam powoli żałować, że
nie wzięłam ze sobą Kory, ponieważ na festiwalu organizowanym przez
Royal Canin pojawił się również maltańczyk, hawańczyk i kundelek w typie
spaniela. Od zabranie ze sobą mojego pół yorka odpychało mnie jednak
to, że dzień wcześniej Kora została ścięta w zasadzie na łyso, a jej
pysk przypomina teraz istny łeb whippeta ;)
Cała zabawa rozpoczęła się o godz. 14, a koniec
festwialu wyznaczony był na 18.00. Ja przyjechałam na początek, ale do
końca nie zostałam. Wokół mnie biegało wiele przepięknych terrierów.
Wiele z nich było przystrojonych, inne miały kokardki, u jeszcze innych
dało się wypatrzeć zaplecione warkoczyki, jednak największą uwagę
przyciągał pewien pan, który miał ubrane biało-czarne buciki oraz
biało-granatowy strój. W całym centrum nie było chyba osoby, która nie
widziałaby tego yorka :)
Na początek opowiedziano o planie całego
przedsięwzięcia, a następnie rozmawiano o chorobach męczących te
terriery. Dookoła głównego miejsca wydarzeń rozstawiony był stolik
groomerski, a przy nim czuwała psia fryzjerka, która pomagała
właścicielom sierściuchów uporać się z ich nie łatwym do utrzymania
włosem. Stojąc obok stolika weterynarza co chwila słyszałam, jak
podchodziło wiele osób i pytało o uzębienie psiaka. Nawet osob
niezaznajomiona z rasą od razu mogła wywnioskować, że rasa ta ma
problemy z nękającym je kamieniem nazębnym. Za "sceną" znajdował się
"placyk zabaw" dla dzieci, które znudzone mogły wziąć udział w malowaniu
ogromnego yorka :) Był również torek agility oraz dwie panie ze szkoły
psów pracujących wraz z dwoma yorkami, które prezentowały przebieg przez
tor. Przyznam szczerze, że po raz pierwszy widziałam na żywo psy
biegnące przez torek agility, a widząc ogromny sportowy potencjał tych
niewielkich rozmiarów terrierów jeszcze bardziej zapragnęłam uprawiać
wraz z Korą ten sport. :)
Słuchając wykładu o chorobach męczących yorkshire
terriery dowiedziałam się o tym, że czasem nęka je dysplazja stawów
łokciowych, o czym nie miałam pojęcia. Niestety późniejsza, bardzo długa
kolejka do weterynarza zniechęciła mnie, aby zapytać co poradzić na
jakże uciążliwe łzawienie i plamy pod oczami od łez u yorków (niestety
przypadłość tą odziedziczyła Kora po yorkach).
Mówiono również o prawidłowym odżywianiu yorków. W opowieść tą byłam również wsłuchana, ponieważ bardzo wrażliwy żołądek Kora również odziedziczyła po yorku. W ogóle ma wrażenie, że wszystko, co najgorsze moje psina odziedziczyła po tych złotogłowach :P
Na festiwalu udało mi się również dojrzeć to, na czego
najbardziej wyczekiwałam. Oprócz normalnych, znanych nam yorków pojawił
się jeden (przynajmniej tylko jednego widziałam) yorkshire terrier
biewer oraz, kompletnie niespodziewanie - golddust!
Goldik wyglądał na prawdę bardzo nietypowo. Widziałam,
że wiele osób wskazywało na niego i zastanawiało się, czy to ktoś był
aby normalny i pomalował psa :P
Biewer nie wzniecił już takich kontrowersji. Wyglądał
na prawdę uroczo :) Po cichu liczyłam, że uda mi się spotkać właśnie na
tym festiwalu kolorowego yorka :)
Ogółem - uważam, że idea festiwalu jest bardzo fajna.
Udałomi się dowiedzieć tam wielu na prawdę ciekawych rzeczy na temat
jednej z najpopulerniejszych ras spotykanych na polskich ulicach. Mam
nadzieję, że osoby, które zdecydowały się na yorka, "bo jest fajny"
również poznały wiele faktów dotyczących jakże chorowitej rasy.
Mam nadzieję, że dzięki temu fastiwalowi przy rasie pozostaną tylko prawdziwi miłośnicy rasy, ponieważ podczas całej imprezy widziałam kilka troszkę zaniedbanych lub pseudohodowlanych yorków.