Już powoli dobiega koniec wakacji i czeka nas kolejne 10 miesięcy harówki...
W pewnym sensie najlepiej mają tegoroczni maturzyści wybierający się na studia :-)
Od kwietnia koniec roku, potem "tylko" matura... Rok szkolny dopiero od października...
Ale co tam! Ci co są teraz na studiach nie mają ferii zimowych, tylko sesje! :D
Jak spędzam ostatnie tygodnie wakacji?
Cóż... Trudno to zespoić razem w całość...
Jeżdżę (i jeszcze będę jeździć) na ryby... Od końca czerwca mam nowy sprzęt.
Idzie coraz lepiej, a wczorajszy wynik, to 9 troszkę większych (jak to nazywam) "stefci".
W tym czasie Kora śpi sobie ze stoickim spokojem na zmianę na łóżku i na parapecie...
Cały czas po trochu trenujemy agility po ostatnich dość udanych próbach, jednak teraz za bardzo nic nie wychodzi...
Ponoć "starego psa nie nauczysz nowych sztuczek", ale o tym w kolejnej notce :)
Macie już skompletowane całe szkolne zestawy?
Ponoć szkoła jest darmowa, gdyby tylko nie liczyć tego majątku, który trzeba wydawać na wyprawkę szkolną. Ale narazie jeszcze cieszymy się wakacjami, a nie tam szkołą :D
W lipcu jeździłyśmy nad jezioro.
Gdy dojechałyśmy do celu najpierw ja weszłam do wody, aby sprawdzić, czy nie jest za zimna dla młodej. Weszłam za jednym strzałem. Była dość ciepła, choć oczywiście w naszym klimacie i położeniu geograficznym Polski trudno stwierdzić, żeby było serio ciepło, ale jak na nas było bardzo przyjemnie :)
Oczywiście reszta familii zamiast mnie wspierać tylko pogrążała moje umiejętności...
A jednak...
Zabrałam ze sobą: saszetkę ze smakołykami, dwie parciane smycze, ulubioną zabawkę Kory - węzełek/szarpak, jej ulubioną piłeczkę tenisową, oczywiście ręczniki i coś jeszcze, jednak nie mogę sobie przypomnieć co to była za zabawka... A ! już wiem! Zabrałam jeszcze frisbee :P
Wiedząc z góry jaki mam zamiar ubrałam Korę nie w skórkowe szelki, a od razu w parcianki. Uważam, że do ćwiczeń i na czas, gdy pies jest spuszczony ze smyczy lepsza jest smycz parciana, jednak niektórzy z mego domu nie są tego samego zdania, więc dwie parciane smycze włożyłam do saszetki, a Kora została zapięta w smycz automatyczną, która natychmiast została zmieniona po dojeździe na miejsce.
Najpierw pochodziłyśmy wzdłuż brzegu, pozaznaczałyśmy (tylko Kora!) większość miejsc na plaży i Kora się załatwiła, a ja oczywiście po niej posprzątałam. Później położyłam smycz na plaży, a Kokunia grzecznie sobie siedziała ze wzrokiem ratownika na kocyku. Podeszłam po smaczki i wzięłam piłeczkę, która od razu zainteresowała się tym obiektem... Podrzucałam piłeczkę. W końcu rzuciłam ją na brzeg, a ona sturlała się do wody... Jednak niestety był to falstart, ponieważ piłka wleciała na głębszą część brzegu jeziora... Korcia podeszła do brzegu i włożyła łapy do wody, jednak ta w tym miejscu sięgała jej pyszczka... ;( Nie mogła wyjąć łapek, bo tył był za wysoko... Podeszłam do niej i pomogłam jej się wydostać...
Usiadła znów na kocyku, a wszyscy nie wierzyli w to co widzieli...
Później znów chodziłyśmy i biegałyśmy sobie wzdłuż brzegu, a ja w pewnym momencie poślizgnęłam się i wpadłam do wody, a Kora niestety za mną... To jeszcze bardziej ją zniechęciło, jednak później, gdy jeszcze sobie biegałyśmy, a w miejscu, w którym był taki cypelek, w którym była woda Kora jak gdyby nigdy nic skakała sobie przez niego. :-) Jednego razu wzięłam ją na ręce nie uspokajając jej i weszłam do jeziora, a woda sięgała mi pasa. Spacerowałam sobie tak w wodzie, a Kora siedziała sobie spokojnie na moich rękach. Zaczęłam klękać i w końcu psina dotknęła wody... Większego (a rozmiarem małego) rozchlapywacza wody nigdy nie widziałam!!! Dopłynęła sobie do brzegu bezproblemowo, czyli umie pływać, ale żeby jej pomóc potrzymałam ją pod brzuszkiem, jednak oczywiście niektórzy mieli co do tego odmienne zdanie... A jednak to ja miałam rację :)
Następnego dnia zrobiłam tak samo, tylko że na troszkę większej głębokości i Kora płynęła sobie ze spokojem. Poprzedniego dnia trzymałam jeszcze smycz i jej brzuszek, aby sprawdzić jej umiejętności pływackie, jednak tego dni już póściłam smycz i obserwowałam oddalającą się do brzegu Korę.
Uważam, że pod tym względem wakacje były bardzo udane, jednak ja sama nic wielce nie zrobiłam...
Niestety zdjęć znad jeziorka nie mam...
Jednak wyjazdy uważam za dość udane :)
A teraz...
:)
Franiulka:
Korniszon:
I ostatnie zdjęcie - Krat :)
Pozdrowieńka od wylegującej się na parapecie Kory i śpiącej w rurze Frani! ;-)
Korcia24&Kora
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńKarat nie jest moim psem, ale mam z nim tak bliski kontakt i tak często, że można nazwać go "moim psem" :)
Usuń''starego psa nie nauczysz nowych sztuczek"- co za głupota :)
OdpowiedzUsuńTak, koniec beztroski i czas harówki. :(
Pozdrawiamy, i zapraszamy do siebie!
psia-ferajna.blogspot.com
masz nominację ^^
OdpowiedzUsuńhttp://majamojpiesiprzyjaciel.blogspot.com/
Haha, świetny dowód osobisty :)
OdpowiedzUsuń