Jako roczny piesek Kora trafiła do mojego domu, nie umiejąc nic.
Zawsze chciałam mieć psa, który będzie
umiał całą masę sztuczek, i że będę mogła się nimi wraz z Korą pochwalić
przed znajomymi. Niestety, traf chciał, żeKora nigdy nie była pojętnym
psem.
Któregoś roku niedaleko naszego domu
odbywała się wystawa kundelków, na którą niezwłocznie się zapisałam. Po
przyjeździe otrzymałyśmy numer stertowy (41) i ustawiłyśmy się wśród
innych dumnych właścicieli kundelków. Przed wyjazdem zastanawiałam się
co mam zaprezentować z Korą. Jedyną sztuczkę, którą próbowałam nauczyć
pupilkę było "siad", której nauka okazała się totalną klęską. Jedyne, co
przyszło mi na myśl, to pokazać publiczności i sędziom naszą zabawę w
grę piłką. I... zabawa zdała egzamin! Prowadząca, a zarazem
organizatorka imprezy przez cały czas komentowała nasz występ mówiąc:
"Ta kundelka powinna grać w miejscowym klubie sportowym! Może w reszcie
coś by zdobyli?!" itp.
Wtedy poczułam się nieco doceniona.
Jeszcze większą ekscytację poczułam, gdy przyznano nam medal. Z dumą
odebrałyśmy nagrodę. Po takim spektakularnym sukcesie postanowiłam wziąć
udział w przyszłym roku. Z niemocy wystartowałśmy z tą samą szcztuczką i
zyskałyśmy jeszcze większe grono sympatyków mojego rasowego piłkarza. I
tym razem udało nam się zarobić medal.
Niestety w kolejnych latach tego typu
impreza nie była już organizowana, co przyjęłam ze szczerym smutkiem
planując nowy, zupełnie inny pokaz.
Postanowiłam powrócić do naszej zmory - siadu.
Sztuczkę tą ujarzmiłyśmy dopiero w pięć
lat po rozpocząciu treningu. W końcu, gdy Kora zrozumiała o co chodzi
zabrałam się w dalszą wędrówkę po krainie komend - "leżeć".
Tym razem przeżyłam szok, bo Kora
zrozumiała o co chodzi praktycznie od razu. Komenda ta wychodziła jej
czasem trochę lepiej, czasem trochę gorzej, ale był postęp.
Ten rok był spektakularny jeśli chodzi o
naszą karierę sztuczkową. Korcia trenowała dalej leżenie, które robiła
już bez większego niechcenia, a pote rozpoczęłyśmy wstawanie. I tutaj
początkowo były problemy, ale poszło dużo łatwiej niż z siadaniem ;)
Pod koniec stycznia Kora miała swoją pierwszą stacjonatę z... klocków Lego.
W lutym dorobiłyśmy się prawdziwej, z PCV-ek, a w czerwcu do naszej kompanii dołączyły dwa tunele i opona.
Agility Kora od razu przyswoiła - jest to dla niej czysta zabawa!
Aż trudno było mi uwierzyć, kiedy "ten
pies, który uczył się siadać przez 5 lat" skakała bez problemu na
pierwsze, lepsze skinienie ręką.
Przez cały czas ćwiczyłyśmy bezustannie, od czasu do czasu powtarzając wyuczone komendy.
Oczywiście nadal brakło mi tego, że Kora
nie jest mistrzynią sztuczek, zwłaszcza, gdy oglądałam podsyłane mi
przez przyjaciół filmy z nowymi sztuczkami, które umieją ich pupile.
Brak wiary spowodował nudę, a nuda spowodowała oddalenie się Kory ode mnie.
Wiary w umiejętności i sprawność Kory odała mi Natalia - znana Wam klubowiczka.
Do tej pory nie wiem jak to zrobiła, ale postanowiłam choć spróbować uwierzyć w Korę.
I...?
Postanowiłam zabrać się za coś innego niż
dawanie łapy, czy turlanie się - za wchodzenia na człowieka... I tym
sposobem po 4 treningach małe, srebrne futerko wskakiwało mi na plecy...
Dwa dni później po ośmiu minutach tłumaczenia to samo futro siedziało
sobie w najlepszena moich stopach, metr nad ziemią.
Gdyby teraz ktoś mnie zapytał, dlaczego wierzę w mojego psa, odpowiedziałabym bez wahania - bo muszę.
Każdy potrzebuje trochę otuchy, wiary w swoje lub czyjeś umiejętności, a także wsparcia ze strony innych - warto wierzyć.
A więc naprawdę - wierzcie w swoje psy, a osiągniecie z nimi wszystko.
Tą wiarę opisuje nasza historia.
Historia Kory, psa, który uczył się siadać przez pięć lat...