piątek, 1 sierpnia 2014

Kochani!
Nie wiem, czy ktoś pamięta jeszcze ostatni post 2013 roku? :)
Może tak, może nie... Ale przypomnę.
Wtedy opisałam Suzi - moją, niemoją kotkę, która mieszka u cioci i babci na podwórku ;)
Czarno-biała śliczna Suza...



Od kilku dni doszło mi nowe zajęcie, przez co musiałam się na tydzień wyprowadzić z domu, tym samym opuszczając Korę.

Ech, nie będę przeciągać - po prostu łapcie fotki :D









A więc do mojego małego stadka dołączyły jeszcze dwa maluszki.
Za pierwszym razem, gdy je ujrzałam od razu widziałam, jakie mają charakterki... Po dwóch dniach obserwacji tylko umocniłam się w swych pierwotnych spostrzeżeniach.
Kiedy ujrzałam je leżące na workach pełnych śmieci z Susan na czele czułam, że to będzie wyzwanie. Bezzwłocznie zaczęłam je obserwować. Biały i czarny... Czarny i biały* Pierwsze, wyrwało mi się "Ten czarny wygląda identycznie jak Suz, tylko Suzi ma plamkę na nosie z prawej strony, a ten z lewej"... I rzeczywiście - moje okulary mnie nie zmyliły - oba kotki wyglądają naprawdę podobnie ;)
Czernulek staną obok Suzi i patrzył bystrym wzrokiem na mnie; po chwili zeskoczył z worków i ruszył w moim kierunku. Tym czasem biała ciapa od razu stchórzyła i schowała się najpierw za matką, a potem ukryła się w stojącej nieopodal taczce. 
Poniedziałkowy dzień minął mi na doglądaniu maluchów, dolewaniu im mleka, karmieniu Suzi i prób pierwszych głasków.
Przydała się masa szynki, dzięki której Suzi slalomowała między moimi nogami i ocierała się, a ja w tym czasie wykonywałam masaż zauszny.
Potem wiele się działo. Czarny podszedł do mnie na odległość ręki, a ja musnęłam go telikatnie po łebku... A wieczorem pół-dziki maluch był już w moich objęciach (co zresztą namiętnie praktykujemy codziennie).
WTOREK
Maluchy mogłam odwiedzić dopiero wieczorem, a gdy zajechałam zastałam na miejscu ciocię z moim czarnuszkiem na rękach. Chwyciłam go, przytuliłam i połaskotałam za uszkiem.
Maluchy wraz z Suz zasnęły, a ja calutką noc zastanawiałam się nad imionami dla nich i co będziemy robić jutro...
ŚRODA
Czarny przytulany przez cały dzień, Suzz oczywiście również ;) Tylko ta biała ciapa... Ciamajda jedna... Chodzi i syczy cały czas... Raz tylko cioci udało się go podnieść. Z logicznego punktu widzenia laickie życie, jakie prowadził czarny kotek przypominało mi chłopięce zachowanie. 
"Chłopak, na stówę!" 
Ale chronologicznie...
Od rana, po śniadaniu zabrałam się z wujkiem za robienie huśtawki, kolejnej agilitowej przeszkody.
Nie wiem co się stało, ale nagle obudził się we mnie jakiś dziki instynkt macie.. niee KOCIERZYŃSKI! Taaak, to najwyraźniej musiał być instynkt kocierzyński (gdzie macierzyński u mnie... nieee ja i dzieci?! chyba, że psie xD) , bo co chwilę mnie nosiło, żeby zajżeć do małych.
Był postęp! Biały dał się podrapać za uchem! Ale nie omieszkał przy tym mnie ofuknąć. 
Kociaki dostały dzisiaj udko z kurczaka - widok ciągnących mięso kociąt rozczulający ^^

CZWARTEK
CUD, CUD! Jest postęp!! Biały tchórz został pofajdany za uszkiem, a potem zaryzykowałam - teraz, albo nigdy - maluch podniesiony! :D
Wieczorem chyba z godzinę siedziałam i obserwowałam zabawę malców :D
Kociaki biegały, skakały i obgryzały lawendę <3


PIĄTEK
Dzisiaj maluchy od rana dostały pyszzznego mięcha, potem oba zabrałam na spacerek, przy czym białas, który oficjalnie nazwany dziś został Antonio, nie omieszkał jak zwykle dwukrotnie mnie ofuknąć. Potem Suzi oczywiście głupol nie wiedziała gdzie malce zniknęły i musiałam ją wołać... Su zaopiekowała się Antonim, a ja wzięłam czarną do legowiska i bawiłyśmy się patykiem :D Stwierdziłam, że Susan coś długo nie ma, więc pozostawiłam Czarną ze słowami "Idę szukać twojego ciapowatego brata"... Zaszłam tam, gdzie pozostawiłam kotły, a Sus kręciła się wokół jednego świerku...
"Wlazł tam głupek jeden i nie może wyjść" - pomyślałam
No i moje przeczucie mnie nie myliło - biała ciapa leżała gdzieś w choince i nie mogła wyjść. Akcja ratunkowa rozpoczęła się automatycznie. Antonio oczywiście uciekał jak tylko mógł, ale w końcu dzielny eMdżeJ położył się w igliwiu (...nie radzę próbować...) i wyciągnął malucha.
Od tego czasu Antonio jakoś... polubił mnie, jeśli można to tak nazwać... Jeszcze tego samego dnia zostałam wezwana do wyciągnięcia Czernulki  dziury między płotem, a uliczką... Akcja również zakończona sukcesem :D
Statystyki?
2/3 koty uratowane.
A jest dopiero godz. 12 xDD
---
Fakt, że udało mi się jako pierwszej podnieść kotka nie został zapomniany przez moją ciocię, która wcześniej nazywając mnie domowym Millanem teraz stwierdziła, że jestem nie tylko zaklinaczką psów, ale i kotów xDDD
Już dwa tytuły ze mną *.*
---
A więc widzicie Drodzy Państwo, że moje życie zeszło teraz na psy.. Tfu! na koty...
Trzymajcie kciuki za ciamajdę! ;D
MJ&Ferajna
*czarny i biały - to takie zastępcze "imiona", żeby je rozróżniać jakoś na początku ;) oczywiście mianem białego został naznaczony białopystny ;D

Peesik - Czarny kot okazał się być kotką - jakieś pomysły na imię? :))
Gabi/Gaba/Gabana
- Pata
- Gracia
- Mesa/Meska
- Chila
- Ariva
- Selva
- Coraja (hiszp. coreje-odwaga)
- Cinta (hiszp. wstążeczka)

To tak trochę moje ;) 
Ale czekam na więcej propozycji :D

2 komentarze:

  1. Jakim aparatem robisz zdjęcia? :) tzn. właściwie interesuje mnie, czy lustrzanką czy aparatem cyfrowym?

    OdpowiedzUsuń
  2. Http://przygodys.blogspot.com

    ZAPRASZAM!

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję Ci bardzo jeśli chcesz się trudzić w pisaniu komentarza dla mnie :)
Dla Twojej wygody wyłączyłam weryfikację obrazkową, ponieważ wiem, jakie to upierdliwe, więc mam nadzieję, że zachęci Cię to do napisania komentarza :)
Liczę sobie każde zdanie, jednak proszę - nie obrażaj tu nikogo, bo będę zmuszona Cię zablokować!
Jeśli piszesz komentarz proszę - przeczytaj notkę i pisz go z sercem.
Zezwalam na reklamowanie blogów :)