poniedziałek, 30 grudnia 2013

O moim trzecim zwierzaku, czyli ostatnia tegoroczna nota! :D

Tak, proszę państwa :)
Można powiedzieć, że doczekałam się trzeciego zwierzaka!
Tak więc, oto Suzi :) :

Suzi jest ok. 8-letnią kotką. Mieszka sobie na podwórku, u babci na wsi. Mieszka tam w zasadzie od zawsze. Pamiętam ją jeszcze wtedy, gdy była kilkutygodniowym kociakiem i gdy jej ś.p. mama poszła na polowanko mała wymsknęła się z szopki. Specjalnie jechaliśmy kupić małej mleko :) Była cała bielutka. Potem bardziej zczerniała tak jak jej starsze rodzeństwo. Koty u babci niestety nie pozwoliły sobie wejść do domu, ani choćby chwycić na ręce, czy pogłaskać, przez co stale były niepożądane i nieplanowane kociaki...

Wyjątkiem była jedna "domowa" kotka, która z czasem zaczęła prowadzić nadworny tryb życia. Chodziła to tu, to tam. Ogółem pamiętam z tamtąd 4 kociaki: jedną dachową kotkę, mamusię pozostałych oraz dwa kotki (bodajże z jednego miotu) - obydwa całe czerniutkie. Jeden z nich nie miał oczka, przez co wołaliśmy na niego "Pirat" albo "Kapitan". Pirata prawdopodobnie potrącił samochód, bo tak jak zawsze udał się na małe polowanko i już niego nie wrócił... Ciała nigdy nie znaleźliśmy... Drugi czarny kotek mieszkał też sobie tak jak reszta w szopce, ale miał oba oczka :) Chodził sobie to tu, to tam... Obstawiamy, że przygarnęła go do domu i oswoiła jakaś rodzina, bo przychodzi jeszcze czasem obżartus jesden gruby jak beka i liczy na jedzonko. :)

Szara, dachowa kotka oprócz dwóch czarnuchów, które mieszkały tu urodziła chyba jeszcze jeden miot, ale ten poszedł gdzieś w świat i nawet go nie widzieliśmy, jeżeli w ogóle się narodził... Widzieliśmy tylko, gdy chodziła ciężarna. Szara kotka umarła jako staruszka. Miała chyba z szesnaście lat... Położyła się kiedyś pod samochodem wujka, a ten nie zauważył jej... Ona sama już nawet nie zakapowała o co chodzi, leżała już nie za bardzo łapiąc co się dzieje dookoła niej... Ciężki samochód przygniażdżył ją... Biedaczka żyła jeszcze, a więc pozostało tylko ją uśpić, aby już nie ciepiała za długo... Może to i drastyczna śmierć, ale byłam do niej bardzo przywiązana, więc chciałam o tym napisać...
Czwartym kociakiem jest właśnie Suzi :) Niby kot, jak kot, ale mam do niej sentyment, gdyż pamiątam jeszcze, jak latał po podwórku ten mały kurdupelek i nie bał się ludzi :) Rosła sobie zdrowo, a z czasem wychodziła, jako już dorosła i dostojna panna :)

Gdy jeszcze latem postanowiłyśmy z ciocią oswoić kotkę, która krążyła wokół nas, ale nie dawała się pogłaskać, przystąpiłyśmy do działania natychmiastowo i z ogromnym skutkiem! Suzinka mieszka teraz sobie w szopce z kurami, gdzie ma wyłożony karton z cieplutkim, grubym ręcznikiem. Wraz z babcią kupiłam jej metalową miseczkę, do której od razu się przyzwyczaiła. Najciekawsze jest to, że krąży cały czas wśród nas, jednak gdy podejdzie się ją pogłaskać jest koniec - kotka zaraz zmyka... A szkoda... Pewnego razu gdy z ciocią zaniosłyśmy jej jedzenie odkryłyśmy, że z Suzi jest ogromna lela :) Zaczęła chodzić, kręcić się, ocierać  o nas... Ostatnio nawet prawie bym ją podniosła, ale nie chciałam jej straszyć, więc masuję ją najpierw pod brzuszkiem, a potem delikatnie unoszę. Kurniczek jest ewidentnie jej azylem :) 

Jednego razu stwierdziłam, że dłużej tak nie może być! Kotka musi mieć jakieś imię! Siedziałam sobie tak przy niej i oglądałam ją, jak zajada się mięskiem... Gdzieś już widziałam takiego kota.... Hmm... W głowie miałam obraz kotki siedzącej na płocie... Przypomniało mi się, że w miarę podobinie wygląda Suzi - kotka psiarci_kathie :) Tak więc to jej Suzka zawdzięcza swoje imię :) Co prawda nazywam to "imieniem zastępczym", gdyż tylko ja ją tak nazywam :P

Ale mniejsza z tym, ważne, że jest! Planowałam na wiosnę, gdyby dobrze się do nas przyzwyczaiła sterylizacj, ale cały czas kroczy po mnie czarna myśl, że może tego nie przeżyć... To kot, który mieszka całe życie na podwórzu... A jeśli serduszko jej nie wytrzyma i umrze z nerwów i strachu? Co prawda pociesza mnie myśl, że nie rodziłyby się więcej niechciane kocięta, które za każdym razem znikają z Suzi w tajemniczych okolicznościach... A potem ona chodzi całemi dniami przez miesiąc zeswoimi zdobyczami i woła swoje kocięta... Serce się kraja, gdy widać, że nie przychodzą, a dzielna mama siedzi i po godzinach oczekiwań pozostawia martwą mysz na trawie i zagrzebuje się gdzieś w szopce... Po tym zawsze trudno ją znaleźć... Normalnie przychodzi zaraz, gdy idzie się z jedzonkiem dla niej...
A kto mi nie wierzy, że kot podwórkowiec, przyzwyczajany do człowieka i orzyzwyczajony już, że hoho może się tak wystraszyć, że cała nauka pójdzie w las - oto historia dla Was:

Pewnego październikowego, wietrznego dnia drzwi do domu dzaidków były uchylone. Jak każdy kot, z tej ciekawskiej familii, Suzi ostrożnie wemknęła się do domu. Wiatr pchnął zaraz po wejściu kotki ciężkie drzwi, które zamknęły się. Przestraszona kotka wparowała do kuchni, gdzie siedziały trzy osoby. W nerwach wskoczyła na okno ciągnąc za firanki i próbując jak szalona przebić się przez szybę. W ruch poszła miotła, ponieważ każdy bał się wziąć na ręce szalonego kota. Troszkę spychana zeskoczyła z okna i pobiegła ile tylko sił w małych, sprężystych łapkach do (na szczęście) na nowo otwartych przez jedną z osób drzwi. Nie pokazała się potem przez wiele dni... Ona sama ma na pewno nadzieję, że więcej nic jej tak strasznego nie spotka...
No i wreście szczęśliwa wiadomość! Suzi bardzo przybrała ostatnio na wdze! Zawsze dostawała jedzenie od nas, ale mieszkający tam starszy pies (Kropka) zawsze szybko wyżerał jej wszystko... Mogła tylko liczyć na swoje marne polowania... Trzy lata temu Kropka zmarła będąc już straszną staruszką (miała chyba 17 lat). Od tej pory Suzi mogła liczyć na większe posiłki, za to ostatnio przeszła samą siebie! Teraz, to musi chyba przejść na dietę! ;)

Tak więc, z całego serca mówię - mam prawdziwego, trzeciego zwierzaka! Co prawda kotka nie mieszka ze mną, ale mnie to problemu nie robi. Niedługo mam zamiar kupić jej jakąś zabaweczkę i trochę mokrej karmy :)

Ogółem zawsze byłam zagożałym miłośniekiem psów - koty to "byle co"... Teraz, odkąd Suzi daży mnie sympatią, koty pookochałam tak samo jak psy (no dobra, psy trochę bardziej :P). Oto historia, jak jeden kot może przewrócić całe życie o 360 stopni :)

Trzymajcie za mnie kciuki, aby dalsze oswajanie szło nam caoraz lepiej, a tymczasem ja życzę Wam szampańskiego sylwestra i szczęśliwego nowego roku!

wtorek, 17 grudnia 2013

Ostatni post...

Oczywiście jak zwykle piszę ostatnia post xD
Tym razem śnieżny :)
Tak więc przyszedł do nas Ksawery, nawiał śniegu i za dwa dni się zmył!
Co za wredoctwo...
No cóż...
Ale przynajmniej narobiłam się zdjęć, bo widoki były wspaniałe!
Jeśli kiedyś będzie mi się chciało (a wątpię w to) to powstawiam :)

Tym razem jak zwykle opóźniona notka
Ostatni post prawie miesiąc temu. Ja - normalka :D
Jeśli się uda i zachce (wierzcie w moje chęci) to będą jeszcze dwie noty w tym roku :)
Jednak będzie na 100%

Ale dobra, bo ja znów schodzę z tematu: ostatnio miałam małe problemy z Franią. Pochorowało mi się biedaczysko...
Na szczęście już coraz lepiej :)

2 listopada Frańciszka obchodziła swoje 2 urodzinki :)
Jednak przed Frańkowymi urodzinami odbyło się święto Wszystkich Świętych.

Jak zwykle wieczorem udałam się na cmentarz i napotkało mnie tysiące pięknych zniczy. Widok niesamowity!







Cieszę się, bo udało mi się za pomocą światła wyczynić dwa małe cuda :) Udało mi się "wykropkować" znicze no i efekt podpalenia...

Za to kilka dni później w stercie poduszek przeprowadziłyśmy sobie sesję zdjęciową... Kora była z niej bardzo zadowolona!









Oczywiście prezencik dla Korneli również mam w zanadrzu na święta :)
Paczuszka powinna przyjść w piątek :)

No to czekamy!


Pozdrawiamy!